poniedziałek, 8 lipca 2013

Szczęście dzięki nieszczęściu

To moja pierwsza miniaturka :) mam nadzieję, że się spodoba ;) przepraszam za wielkie opóźnienie, ale jestem u babci i nie mam neta, bo babcia mieszka na wsi :) szybko dodaję i idę kończyć rozdział :)
...........................................................
Zapomnieć. Tylko tyle wtedy pragnęłam. O moim dawnym życiu. Nie powracać do niego. Nigdy więcej.
-Kochana...-pocieszała mnie Ruda.-To tylko kolejny wielki dupek. Takich jak mój brat niestety na świecie jest za dużo.
-Czas się pozbierać-powiedziałam do przyjaciół.-Harry, Ginny... dziękuję wam. Teraz muszę sobie zacząć radzić sama.
-Pamiętaj Mionka, że zawsze możesz tu wrócić i mieszkać z nami-Wybraniec uśmiechnął się do mnie.
-Wiem Harry...-przytuliłam dwójkę.-kocham was. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia-powiedzieli a ja wyszłam z mieszkania. Szłam pustymi ulicami Londynu. Łzy płynące potokami z moich oczu mieszały się z deszczem. Nie chciałam widzieć tego świata. Mój mąż... Jak mógł mi to zrobić?! Przchodziłam przez ulicę. Nie widziałam. Nagle zobaczyłam. Dwa światła. Usłyszałam pisk opon i...

Siedziałem na tym durnym i niesamowicie nudnym spotkaniu aurorów. Poczułem wielką ulgę gdy wreszcie się skończyło.
-Blaise!-krzyknąłem do przyjaciela.-Wracasz ze mną?
-Słuchaj stary... Nie mogę-uśmiechnął się przepraszająco.-Wiesz, poznałem taką dziewczynę...
-I nie musisz kończyć-uśmiechnąłem się kpiąco. Ja już z tym skończyłem. Nie mam gdzieś uczuć innych. Skończyłem z tym pieprzonym egoizmem. Szanuję kobiety. Jednak mój przyjaciel...
-To do jutra!-pożegnałem się i wszedłem do mojego nowiutkiego BMW. Po tym jak poznałem JĄ... Od tego czasu nigdy się nie zakochałem. Jest wybranką mego serca, jednak... Widocznie wspólne szczęście nie było nam pisane. Ma męża, a ja... Ja mam swoje życie. Jechałem wąską szosą Londynu. Byłem jednym z niewielu ludzi o tej porze (24:47) jeżdżących samochodem. Gdy byłem ok.1 km od domu nagle zobaczyłem na ulicy kobietę więc zacząłem jak najszybciej hamować. Niestety za późno. Ostatnie co zobaczyłem przed jej upadkiem to piękne, całe we łzach, brązowe oczy. Szybko wybiegłem z samochodu nawet nie myśląc o tym by go zamknąć. Od razu poznałem postać.
-Granger?!-krzyczałem w panice.-Słyszysz mnie?!
-Mamo?-jej powieki lekko się uchyliły.
-Z tobą jest naprawdę źle-powiedziałem przestraszony i razem z nią teleportowałem się do Munga. Od razu podbiegły pielęgniarki i zabrały ją na salę. Pytały co jej jest a ja tłumaczyłem zdarzenie. Przez całą noc przy niej siedziałem. Na szczęście okazało się, że jest tylko połamana i poobijana ale tak się o nią martwiłem... Dziewczyna jednak nadal się nie obudziła.
-Hermiono... Jak mogłem być tak głupi... Gdybym dwa lata temu nie zrobił ci tego... Być może nadal bylibyśmy razem-przypomniałem sobie zdarzenie jeszcze z czasów szkolnych.
Piękna, brązowowłosa dziewczyna. Stoi obok mnie, uśmiecha się do mnie. Nagle przychodzi  Teodor Nott i prosi ją żeby do niego podeszła. Dziewczyna idzie, a on wpija się w jej usta. Ona nie protestuje. Zaciskam pięści i walę go w twarz. Dziewczyna do niego podbiega i pomaga mu się podnieść.
-Jak mogłaś szlamowata dziwko?!-odwracam się na pięcie i odchodzę.
Pamiętam jak dziewczyna dużo razy próbowała mi to wytłumaczyć,  ale ja jej na to nie pozwalałem. Teraz żałuję. Wiem, że tego nie chciała, ale te cholerne zazdrość i duma...
-Przepraszam. Przepraszam za to jaki byłem głupi-w moich oczach zaszkliły się łzy lecz szybko się opanowałem.

I... Ostatnie o czym pomyślałam przed upadkiem to sytuacja sprzed dwóch lat. O tym jak szybko zniszczyliśmy wszystko co budowaliśmy przez rok. Pomyślałam o tobie. Potem upadłam i ktoś podbiegł do mnie.  Wszędzie rozpoznałabym te stalowe tęczówki, jednak czułam się jakbym była pijana i bredziłam. W tym momencie mogłabym umrzeć. Ważne że umarłabym w twoich ramionach. Straciłam przytomność. W śnie widziałam ciebie. Wojnę.
Biegłam wraz z Harrym i Ronem w stronę wciąż burzonego zamku. Potknęłam się. Podbiegłeś, pomogłeś wstać i powiedziałeś, że mnie kochasz. Nie miało to jednak znaczenia. Byłam zaręczona. Z przyjacielem. Nie kochałam go. Kochałam tylko ciebie.

Ja ją nadal kochałem. Tyle razy próbowałem powstrzymać to uczucie. Jednak nie mogłem. Szukałem kobiety dobrej na żonę, lecz nie znalazłem. Kochałem ciebie. Jednak teraz... Co się stało? Czemu płakałaś?
-Malfoy?-usłyszałem słaby głosik.
-Granger!-krzyknąłem.-Nic ci nie jest?!
-Nie mogę ruszyć nogą-szepnęła przez łzy.
-To przez gips-posmutniałem.-Uwierz mi. Nigdy w życiu bym ci tego nie zrobił naumyślnie. Było ciemno i nagle wyszł...
-Wiem-uśmiechnęła się łagodnie i zwróciła swoje piękne, czekoladowe oczy w moim kierunku. Były takie cudowne.
-Przepraszam za wszystko-spuściłem wzrok.-to co wtedy powiedziałem... To z zazdrości. Ja... Nie dałem ci wtedy nic powiedzieć.
-Malfoy... Jjja... Ja... Byłam pod działaniem imperiusa.
-Przepraszam cię Hermiono-przytuliłem ją.-Proszę. Wiem, że pewnie po tym wszystkim nie chcesz ze mną gadać, ale mam pytanie. Jedno. Czemu płakałaś?

Poczułam się jakby wylał na mnie tym pytaniem wiadro lodowatej wody. Poczułam jednak wielką chęć zwierzenia mu się.
-To przez Rona-spuściłam wzrok.
-Co ten rudy jaszczur ci zrobił?!-zobaczyłam w jego oczach wściekłość.
-On... On mnie zdradził-zaszlochałam.
-Co?! Z kim?!-krzyknął.-Jak mógł?!
-Z... Z Lavender Brown-wyszeptałam.
-Z tą wywłoką?!-wrzasnął.-A niech ja go tylko dorwę!
-Nie rób mu nic Malfoy!-przestraszyłam się.-to nie twoja sprawa!
-Moja!!!-zdenerwował się-Ty nic nie wiesz! Ja...

-Moja!!!-zdenerwowałem się.-Ty nic nie wiesz! Ja...
Do sali weszła pielęgniarka.
-Panie Malfoy!-krzyknęła.-Proszę wyjść i nie krzyczeć!
-Już idę-wstałem i niechętnie wyszedłem z pomieszczenia. Od magomedyka dowiedziałem się, że Hermiona wyjdzie jeszcze dzisiaj jak przyjmie eliksiry. Postanowiłem na nią zaczekać. Po kilku godzinach dziewczyna w gipsie na nodze wyszła na korytarz i nie zwracając na mnie uwagi przeszła obok.
-Granger! Gdzie idziesz?
-Do domu!-warknęła.
-Idę z tobą-uśmiechnąłem się
-Co ci do cholery Malfoy?!-wkurzyła się.-To moje życie i moja sprawa. Nie mów mi, że nagle zacząłeś się mną interesować!
-Granger!-zaczęła mnie irytować.-Kur..! Stój!
-Nie, Malfoy. Nie. Nie po tym co się wydarzyło-powiedziała i... Zniknęła.

Teleportowałam się pod mój (były) dom. Jak wszyscy mogli mi to robić? Dlaczego ja? Czemu Malfoy się mnie uczepił? Wie co kiedyś do niego czułam. Wie co zepsuł. Teraz miałam jednak większy problem. Rozwód. Przekroczyłam cicho próg domu. Ron był w pracy. Akurat dużo czasu żeby zabrać wszystkie rzeczy. A potem? Gdzie zamieszkam? Gdy spakowałam wszystko, wyciągnęłam kartkę i długopis. Napisałam tylko dwa słowa:
Żegnaj Ron.
Wyszłam. Postanowiłam zamieszkać w domu moich rodziców (zanim rzuciłam na nich czar mieszkaliśmy tam razem, ale oni teraz byli we Francji i mnie nie pamiętali). Teleportowałam się pod owe mieszkanie. Nadal wyglądało tak jak je zapamiętałam. Weszłam i rozejrzałam się. Tak... Wszystko było takie samo. Podeszłam do sofy i usiadłam. Szybko naskrobałam na papierze kilka zdań do Harry'ego i Ginny o tym co się stało, gdzie jestem i żeby się nie martwili. Przywołałam swoją sówkę, Ellie. Przypięłam kopertę do małej nóżki i powiedziałam żeby leciała do państwa Potter. Rozpakowałam walizki i spojrzłam na zegar. 24:33. Długo nie mogłam zasnąć. Przeszkadzał mi gips, ale nie to było główną przyczyną. Malfoy. Zdążyłam już o nim zapomnieć, ułożyć sobie życie. Gdybym nie przeszła wtedy przez ulicę... Nie spotkałabym go. W nocy też pamiętałam. Widziałam go w snach... Cholera jasna! Co z tobą Hermiono?! Następne dni były jeszcze gorsze. Przynajmniej pozbyłam się tego chrzanionego gipsu. Nie wytrzymam dłużej. Od tamtego dnia moje życie ogranicza się do siedzenia na dupie w domu. Dzisiaj muszę wyjść. Muszę iść do sądu.

Po tamtym dniu moje życie nie miało  sensu. Wziąłem sobie urlop. Na miesiąc. Ale coś postanowiłem. Coś co może zmienić moje życie. Tylko najpierw muszę w tym celu porozmawiać z Ginny. To bardzo ważne. Punktualnie o 18:00 stanąłem przed mieszkaniem państwa Potter. Wiedziałem, że nie przyjmą mnie raczej z otwartymi ramionami. Zadzwoniłem. Usłyszałem tupot stóp i pochwili głos Ginervy:
-Kto tam?
-Otwórz mi Weasley! To bardzo ważne!
-Dra... Znaczy, Malfoy?
-Tak, Ginny-drzwi zaczęły się otwierać aż zobaczyłem moją dawną koleżankę w zwiewnej sukience.
-Czego tu chcesz?!-po zdziwieniu nie było już śladu.
-Ginny to ważne!-powiedziałem.-Musisz mi...
-Nic ci nie muszę mówić!-przychnęła.-nie po tym co zrobiłeś Hermionie!
-Właśnie chodzi o to, że jeśli mi pomożesz to ona może być szczęśliwa! Przysięgam, że chodzi mi o jej szczęście!
-Czego więc ode mnie oczekujesz?-spytała po chwili ciszy.
-Chcę wiedzieć gdzie mieszka-powiedziałem spodziewając się wybuchu.
-No... Nie wiem czy powinnam ci to mówić Draco-zaczęła niepewnie.-Ale jeśli od tego zależy dobro Hermiony... Mieszka w swoim starym mieszkaniu w Londynie...
-Kocham cię Gin!-krzyknąłem i rzuciłem się ją uściskać. Pobiegłem jak najszybciej na pustą uliczkę Londynu i teleportowałem się.

Na szczęście rozwód się powiódł i nie muszę iść na więcej rozpraw. Jestem wolna. Wróciłam do domu i postanowiłam to uczcić. Napisałam Ginny, że sąd dał mi rozwód i dom należy do mnie. Wyciągnęłam wino i zasiadłam przed telewizorem nalewając sobie go do kieliszka. Leciały wiadomości. Nie rozumiałam niektórych rzeczy, więc postanowiłam jednak poczytać jakąś książkę. Wzięłam książkę pt. ,,Ocalić Julię". Była na 10 str. kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Z niechęcią wstałam i podeszłam do drzwi i je otworzyłam, jednak od razu je zamknęłam gdy zobaczyłam kto za nimi stoi.
-Gran... Hermiono!-krzyczał chłopak.-Otwórz!
-Taaaaa... Zastanówmy się...-udawałam zamyślenie.-Nie!!! Skąd wiesz gdzie jestem i po cholerę tu przyszedłeś?!
-Ginny mi powiedziała-uśmiechnął się. Co prawda go nie widziałam, ale wyczułam ten chytry grymasik na twarzy.
-Zdradliwa jędza-szepnęłam.
-Musimy pogadać Hermiono-powiedział Malfoy.-Nie odejdę stąd póki mnie nie wpuścisz.
-W takim razie miłego czekania-pożegnałam go i wróciłam do salonu. O godz. 01:46 położyłam się spać. W nocy niestety musiałam wyjść za potrzebą i z ciekawości otworzyłam drzwi na dwór. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Pod moimi drzwiami leżał Dracon Malfoy i spał. Noc była zimna więc przestraszyłam się żeby nic mu się nie stało. Za pomocą różdżki przeniosłam go na moje łóżko i położyłam się obok. Przykryłam nas i dotknęłam jego ręki. Lodowata.
-Co za idiota-pomyślałam i uśmiechnęłam się. On również wyglądał na zadowolonego. Nie zapomniałam tego uśmiechu, który pojawiał się w czasie snu na jego twarzy. Przytuliłam chłopaka żeby go ogrzać i zasnęłam.

Postanowienie to postanowienie, więc położyłem się na wycieraczce i zasnąłem. Śniła mi się ona. Ta jedyna. Jej ciepły uśmiech, miękkię włosy. Obudził mnie huk i walenie o szybę. Burza z deszczem. Otworzyłem oczy, ale myślałem, że śnię dalej kiedy zobaczyłem ją obok. Prztarłem je, jednak nadal ją widziałem. Leżała wtulona w mój tors. Uśmiechnąłem się. Skąd w sumie się tu wziąłem? Pewnie znalazła mnie pod drzwiami. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Leżałem w małej sypialni urządzonej ciepłymi kolorami. Taka, jaką go zapamiętałem. Nagle powieki dziewczyny obok mnie zaczęły drgać aż się otworzyły. Początkowo były skryte za lekką mgłą. Teraz wpatrywały się natrętnie we mnie.
-Co do..?-zaczęła, lecz przerwała. Szybko wstała z łóżka. Miała na sobie tylko koszulę nocną.
-Malfoy! Po..bało cię?!-krzyknęła.-są zimne noce, a ty leżysz na wycieraczce?!
-Powiedziałem, że poczekam-uśmiechnąłem się ironicznie.
-Jesteś chory-wykrzywiłan twarz w grymasie-Łazienka jes...
-Hermiono!-szybko wstałem.-Chciałem pogadać! To ważne!
-Tylko się przebiorę-powiedziała.-poczekaj w salonie.
Poszedłem do pokoju i usiadłem na kanapie. Po 10 minutach przyszła. Miała na sobie bluzkę na ramiączkach, krótkie spodenki i sandały-szpilki.
-Kawy?-spytała idąc do kuchni.
-Chętnie-uśmiechnąłem się i poszedłem za nią.

Nalałam sobie i Draconowi do kubków kawy. Położyłam mu jego napój przed nim, a swój naprzeciwko i usiadłam tam.
-Chciałeś o czymś pogadać-mruknęłam wiedząc, że poruszam zły temat.
-Tak, Hermiono-spojrzał mi w oczy.-Chciałem.
-Iiiiiiiiii??? O czym???-udałam zniecierpliwienie.-Malfoy, ja nie widzę dla nas tematów do rozmowy.
-A ja tak-powiedział spokojnie i złapał moją rękę.-Chciałem pogadać o nas.
-Nie ma NAS Malfoy!-warknęłam i wyrwałam rękę.-jesteś ty, ja i nasze OSOBNE życia.
-Hermiono, ale ja...
-Wyjdź-szepnęłam przez łzy.
-Muszę ci coś powiedzieć-w jego głosie usłyszałam bezsilność.
-Mów-stanęłam ze złożonymi ramionami.-Ale szybko!

To było trudne. Nie wiedziałem jak jej to powiedzieć. Postanowiłem zrobić to jak najłatwiej.
-Hermiono, jja... Ja wiem, że po tym jak cię potraktowałem nie chcesz mnie znać, ale może ten wypadek to nie przypadek (od autorki: hahahaha :D ładnie to się zrymowało, nie? XD). Chodzi o to, że ja...-poczułem w gardle okropną gulę i ostatnie słowa wyszeptałem.-kocham cię.

Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Czyli on też... Nie wytrzymałam i rzuciłam mu się na szyję. Jak tęskniłam za tym uściskiem! Moje życie nie było jednak do końca stracone. Bóg zlitował się nade mną i moim losem. W tej chwili czułam się najszczęśliwszą czarownicą na świecie.
...........................................................
Wybaczcie ckliwe zakończenie, ale lubię się czasem nacieszyć :D
Pozdrawiam,
Gosia :)
Ps: A tak dla umilenia życia (niestety z jakości telefonu) mój ukochany fragment Harry'ego Pottera XD