niedziela, 4 sierpnia 2013

Prorok codzienny-miniaturka ll

Na początek tylko powiem, że Prorok Codzienny to tytuł. :D
...........................................................

Rody Malfoy'ów i Lestrange'ów. Szlacheckie rodziny czy seryjni zabójcy?
Nadal trwa dochodzienie na temat ,,Śmierciożerstwa" pana Dracona Malfoya i jego matki, Narcyzy Malfoy. Wszyscy pamiętają zeszłoroczny skandal z jego ojcem, Lucjuszem Malfoyem w roli głównej. Zginęło wtedy pięcioro czarodziei, a jedna osoba była bardzo ciężko ranna. Wiadomo również, że współpracował wtedy z panią Bellatrix Lestrange i jej mężem, Rudolfem Lestrangem. Niestety Bellatrix Lestrange nadal jest poszukiwana. Aurorzy robią wszystko co w ich mocy, jednak nadal nie złapano wiedźmy. Pan Malfoy i Pan Lestrange obecnie znajdują się w Azkabanie i czekają na wyrok śmierci. Nasz świadek koronny informuje iż pan Draco Malfoy nie brał w tym udziału, lecz nadal ciągnie się w  jego sprawie postępowanie. Czy to koniec dwóch szlachetnych rodów? Czy teraz zostaną potępiani? Co się z nimi stanie? Tego dowiecie się w następnych numerach Proroka Codziennego. Będę informować was nabierząco.
Rita Skeeter

-Co za wredna szuja!-wrzasnąłem wkurzony. -Czy to jej interes?! No nie!!!
-Uspokuj się stary-powiedział powoli starając się uspokoić mnie brunet-ona zawsze taka była, jest i będzie. Takie wiedźmy się nie zmieniają.
-Posłuchaj... Dla ciebie to jest proste, ale ja i moja rodzina... Ta Skeeter chce nas chyba wykończyć.  Żal mi ciotki...
Tak. To prawda. Ciotka była jedyną osobą, którą tu tolerował, a nawet... Kochał. Matka była mu obojętna, a ojca nienawidził tak samo jak wujka, jednak jego matka chrzestna... Mimo charakteru, okrucieństwa, była jedyną osobą, którą kochał.

-Rudzielcu!-krzyknęłam stojąc przy barierce King's Cross, obecnie rzucając się w stronę przyjaciółki.
-Hej!-wpadłyśmy sobie w ramiona szczęśliwe.
-Jak Hogwart?! Został odbudowany?! Nauczyciele dali wam w kość?!-pytałam z entuzjazmem.
-Jest jeszcze piękniejszy, nauczyciele promienieją! Czuje się atmosferę końca wojny!-krzyczała podniecona Ginny.-Och, a co u ciebie, Rona i Harry'ego?!
-Jakoś się żyje-odrzekłam.-Czytasz Proroki...?
-Tak Miona-odpowiedziała Ginny.-Ta Skeeter pisze czasem głupoty.
-Wiem...-powiedziałam.-Chodź. Teleportujemy się.
Po chwili stałyśmy już przed moim małym domkiem jednorodzinnym.
-Mamy tyle do obgadania...-rozpromieniła się Ginny.
-Zapraszam w moje skromne progi- otworzyłam drzwi przed Ginervą. -Kawy?
-Nie!!! Miona siadaj i opowiadaj co tam.
Podeszłam do szklanego stolika i usiadłam na sofie obok Ginny.
-Często cię wzywają do Ministerstwa na te przesłuchania?
-Niestety tak-burknęłam.
-A jak... się czujesz? Dalej cię wszystko boli?
-Kręgosłup... Czasem jest tak, że idę ulicą i... Przewracam się i muszę chwilę odczekać, bo nie mogę się podnieść-oczy mi zaszkliły niechcianymi łzami.-Ginny, proszę... Nie rozmawiajmy o tym.
-Hermiono!-krzyknęła.-To nie jest normalne! Lucjusz Malfoy rzucił na ciebie jakąś cholerną klątwę! Tylko Śmierciożercy ją znają! Musimy znaleźć kogoś kto...
-Nie, Ginny! On mnie zaszantażował! Nie rozumiesz?!
-Zrób co uważasz za stosowne, ale pamiętaj jakie mam o tym zdanie. To w takim razie co u Rona, Harry'ego? I czy znalazłaś już jakąś pracę?
-Tak, znalazłam pracę-uśmiechnęłam się.-Pracuję jako instruktor jazdy na nartach, więc mam wolne. Harry i Ron... U nich tak samo jak dawniej. Aurorzy. Muszą mnie wszędzie ,,eskortować", ale jak widzisz na szczęście tego nie robią. Uwzięło się na mnie to cholerne ministerstwo. Cytuję: ,,Świadek koronny musi mieć 100% bezpieczeństwa". Na szczęście jak poprosiłam Harry'ego i Rona zgodzili się na odwiedzanie mnie raz dziennie.
-Imbecyle-mruknęła Ruda.
-Pamiętaj, że te imbecyle to twój brat i chłopak-roześmiałam się serdecznie. Gadałyśmy jeszcze do późna aż w końcu panna Weasley teleportowała się pod norę, a ja wykąpałam się i poszłam spać męczona bólami kręgosłupa.

-Czuję to przyjacielu! Niedługo się uda. Dziewczyna zginie! Twoja żona... Zdradzi nas! Pomoże jej, ale...
Rozległ się przeraźliwy huk i...

Obudziłem się i przypomniałem sen. 
-Zaraz będę miał wizje jak Grzmotter-pomyślałem i przestraszyłem się. Jakaś dziewczyna umrze. Co mnie to w sumie obchodzi?! Mam własne problemy! Zaniepokoiła mnie jednak inna rzecz. Głos tego mężczyzny. I huk.

Niebezpieczeństwo!!!
Dziś rano, Ministerstwo Magii otrzymało niepokojące informacje z Azkabanu. Dementorzy już nie strzegą więzienia, z którego zeszłej nocy zbiegło dwóch więźniów. Są to nieobliczalni Lucjusz Malfoy i Rudolf Lestrange. Prosimy wszystkich o rzadsze wyjścia z domu i szczególną uwagę.
Rita Skeeter

Gdy przeczytałem dzisiejszą gazetę od razu wiedziałem. Głos mojego ojca. Rozmawiał w Azkabanie z wujkiem. A huk... To na pewno moment rozbicia ich celi. Kogo mogli chcieć zabić? I wtedy przyszło mi to do głowy. Jest świadek koronny. Osoba, która przeżyła atak.

Wstałam, zjadłam śniadanie i zaczęłam czytać proroka. Po chwili pobladłam i zrobiło mi się słabo. Oni... Mnie... Nie chciałam o tym myśleć. Dzisiaj idę do ministerstwa. To mój głos będzie najważniejszy w sprawie uczestniczenia Malfoya i jego matki w ataku. Jeszcze nie postanowiłam co powiem dokładnie. Ubrałam się i teleportowałam do ministerstwa.

Siedziałem w poczekalni. Na sali siedziała moja matka. Był teraz ustalany wyrok dla niej. Oczyszczenie z zarzutów czy Azkaban? Jeszcze nie wiedziałem. Byłem zestresowany jak cholera. Reszta mojego życia leży w rękach świadka. Jeszcze do tego Bellatrix obiecała, że będzie na rozprawie. Nie wiem jak chciała to zrobić. Całe ministerstwo jej szukało. Nerwowo ściskałem dłonie.
-Dracon!-do pustego korytarza wbiegła kobieta o ciemnych oczach i kruczoczarnych, kręconych włosach. Jej suknia była długa do ziemi i poszarpana. W korytarzu rozbrzmiewał stukot jej obcasów. Mimo to była śliczna.
-Ciociu-trochę mi ulżyło. Podszedłem i lekko przytuliłem czarownicę.
-Aleś ty wyrósł!-popatrzyła na mnie.-i wyprzystojniał. Masz jakąś dziewczynę, co? Zresztą... Pogadamy po rozprawie, bo cię nie zamkną. A teraz pozwól.
Wyciągnęła z torebki jakąś buteleczkę i wypiła. Był to eliksir wielosokowy. Zmieniała się, a już po chwili wyglądała jak zwykła czarodziejka.
-No dobrze-uśmiechnęła się do mnie.-Wiesz już coś o Cyzi?
-Niestety.
W tej chwili drzwi otworzyły się i aurorzy siłą wyprowadzili Narcyzę Malfoy z sali.
-Draco... Dasz radę....-szepnęła przez łzy. Czyli jednak Azkaban. Teraz co prawda nie było tam dementorów, ale wokół latały setki aurorów.
-Idziemy?-spytała Bella i weszliśmy na salę. Ona skierowała się na miejsce przyjaciół oskarżonego, a ja usiadłem na środku sali, na krześle otoczonym kolcami. Gdy auror mnie zamknął w miejscu podejrzanego, poczułem się jak w klatce. Rozejrzałem się. Siedziałem przed całym Wizengamotem, Ministrem Magii i świadkiem. Zaraz, zaraz... Gdzie jest świadek?
-Rozstrzygająca rozprawa w sprawie Śmierciożerstwa Dracona Lucjusza Malfoya. Świadek obrony?
-Brak-usłyszałem z głębi sali.
-W takim razie posłuchamy najpierw ciebie-minister zwrócił się w moją stronę.-Proste pytanie. Czy byłeś Śmierciożercą?
-Nie-odpowiedziałem pewnie.
-To się jeszcze okaże-mruknął Knot.-Wezwać świadka koronnego!
Jeden ze strażników podszedł do drzwi. Coś powiedział i zaczął wracać na swoje miejsce, a chwilę potem na sali pojawił się świadek. Nie... To była kobieta... Bardzo ładna kobieta.

Po teleportowaniu się, szybko pobiegłam do windy. Nade mną znajowało się kilka zaczarowanych,  papierowych samolocików. Wcisnęłam guzik i winda przeniosła mnie do Departamentu Tajemnic. Przeszłam korytarzem i usiadłam w poczekalni. Po chwili wezwali mnie na salę. Na środku siedziała Narcyza Malfoy. Podeszłam do miejsca świadka i zaczęłam opowiadać.
-Panno Granger, najważniejsze pytanie-zaczął Korneliusz Knot.-Śmierciożerczyni? Czy była z nimi wszystkimi przy torturach?
-Ttak...-wyszeptałam.
-Carodzieje i czarownice-członkowie Wizengamotu. Kto jest za wyrokiem skazującym?
Wszyscy podnieśli ręce.
-Więc winna!-krzyknął.-Wyprowadzić i do Azkabanu! Panno Granger! Wezwiemy panią.
Wyszłam z pomieszczenia. Czekałam ok. 25 minut aż znów mnie wezwali. Weszłam. Tym razem się nie rozglądałam. Stanęłam w tym samym miejscu co ostatnio. Powoli podniosłam wzrok. Moje tęczówki skrzyżowały się ze stalowoniebieskim, smutnym spojrzeniem. Nie zapamiętałam go takiego. Cynicznego dupka. Takiego go pamiętałam.
-Panno Granger?-ocknęłam się.-Kto tam był? Wszyscy Śmierciożercy?
-Wszyscy-powiedziałam.-Lestrange'owie, Malfoy'owie, Rowl, Crabbe, Goyle, państwo Zabini, Parkinson, Greyback, Yaxley, Dołohow i wielu, których nie znałam.
-Czy pan Draco Malfoy tam był?
Ponownie spojrzałam Malfoyowi w oczy. Widziałam w nich niemą prośbę.
-Nie-powiedziałam pewnie.
-Czarodzieje i czarownice-członkowie Wizengamotu. Winny czy nie? Kto jest za wyrokiem skazującym?
Na sali zobaczyłam wiele rąk.
-Kto jest za oczyszczeniem oskarżonego ze wszelkich zarzutów?
Znów zobaczyłam wiele rąk.
-No to jest po równo-powiedział minister.

To Granger! Dziewczyna okropnie zmieniła się od czasu gdy ostatni raz ją widziałem. Zmarniała. Po chwili nasze oczy się spotkały. W jej oczach dostrzegłem pustkę. Niegdyś błyszczące ze szczęścia. Teraz widać w nich ból. Dlaczego?
-Panno Granger?-spytał Knot.-Kto tam był? Wszyscy Śmierciożercy?
-Wszyscy-powiedziała.-Lestrange'owie, Malfoy'owie, Rowl, Crabbe, Goyle, państwo Zabini, Parkinson, Greyback, Yaxley, Dołohow i wielu, których nie znałam.
-Czy pan Draco Malfoy tam był?-Ponownie nasze spojrzenia spotkały się. Ona już wiedziała. Nie skłamie. Mimo, że mogła się zemścić za wszystkie te lata...
-Nie-powiedziała pewnie.
-Trzeba jednak uwzględnić, że przez wiele lat współpracował ze Śmierciożercami. Tak więc...Czarodzieje i czarownice-członkowie Wizengamotu. Winny czy nie? Kto jest za wyrokiem skazującym?
Na sali zobaczyłem za wiele rąk.
-Kto jest za oczyszczeniem oskarżonego ze wszelkich zarzutów?
Znów zobaczyłem porównywalną ilość rąk.
-No to jest po równo-powiedział minister.-Trzeba zastosować jakąś karę...
-Tylko nie Azkaban!-krzyknąłem z rozpaczą.
-Proszę się uspokoić panie Malfoy-powiedział jakiś siwy mężczyzna.-Jakieś sugestie, Panno Granger?
-Ja..  Ja nie...-jąkała się.-nie mam pomysłu.
Zobaczyłem jak spuściła wzrok.
-W takim razie pan Malfoy odda się pracom społecznym. Z tego co wiem to w Błędnym Rycerzu brakuje przewodnika od kiedy Stan Shunpike jest w Azkabanie.-powiedział Knot.-Na rok przejmie pan to stanowisko, a teraz... Koniec rozprawy!
Ulżyło mi, ale chciałem podziękować Granger. Niestety szybko wyszła z pomieszczenia, a ja czekałem na ciotkę.
-Widzisz?-spytała gdy wychodziliśmy.-Błędny Rycerz... Phi!
-Ciociu...-zacząłem.-Zaczynasz odzyskiwać swój wygląd.
-Och... Masz rację Draconie-powiedziała.-Do zobaczenia w takim razie. Spotkamy się wkrótce.
I już jej nie było.

Szybko wyszłam z sali po rozprawie, jednak zatrzymał mnie Knot.
-Panno Granger!-wydyszał.-Bardzo mi przykro, ale będzie pani musiała codziennie przyjeżdżać Błędnym Rycerzem do Ministerstwa. Będą panią przesłuchwać przez następne pół roku, bo mają około tysiąca osób podejrzanych o Śmiercożerstwo, a pani stwierdzi kto nim jest.
Zrobiło mi się gorąco. Cały rok?! I to codziennie?! A do tego Błędnym Rycerzem?! Z Malfoyem?!
-Dlaczego nie mogę się teleportować?
-Na wszelki wypadek. Żeby trochę przypilnować Dracona Malfoya.
-Do widzenia-nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Chciałam wyjść, więc skierowałam się do windy. Niestety coś nie pozwoliło mi na ruszenie się.
-Granger!-ktoś złapał mnie za ramię. Szybko odwróciłam się i wpadłam w ramiona moje wroga. Chciałabym zostać w takiej pozycji w nieskończoność. Te perfumy... Jednak jak najszybciej odsunęłam się.
-Czego Malfoy?!-z pogardą wypowiedziałam jego nazwisko.
-Chciałem ci podziękować-uśmiechnął się delikatnie, a mi oczy prawie wyskoczyły z orbit. Miałam tak szeroko otwartą buzię, że spokojnie mogłoby wpaść tam STADO much.
-Za co?-w końcu wydusiłam.
-Mogłaś się zemścić-powiedział.-Ale nie skłamałaś.
-Zrobiłam co było trzeba-dalej byłam zaskoczona. Malfoyowie nie przepraszają.
-Słuchaj Granger-na jego usta powrócił ironiczny uśmiech.-To, że mam na nazwisko Malfoy, nie oznacza, że nie znam podstawowych słów jak dziękuję, proszę i przepraszam. Jednak pamiętaj, że jesteś tylko szlamą i nie będę tracił na ciebie więcej czasu niż muszę.
Nie... Myślałam, że już dorósł. Nie mogłam nie zareagować. Chciałam go spoliczkować, ale on tylko złapał moją rękę i wysyczał:
-Nie lekceważ mnie. Jeszcze raz podnieś na mnie rękę.
W oczach pojawiły mi się łzy, gdyż chłopak bardzo mocno ścisnął mi nsdgarstek.
-Puść-warknęłam.
Chłopak wypuścił dłoń, poprawił marynarkę i chciał odejść, ale...
-Auuuu-syknęłam z bólu i już leżałabym na ziemi gdyby nie silne, męskie ramiona.
-Dobrze się czujesz Granger?-spytał trochę przestraszony.
-A wyglądam?-warknęłam. Znowu te cholerne plecy. Czasem mam ochotę popełnić samobójstwo.
-Co ci jest?
-Nic co mogłoby cię obchodzić-wyplątałam się z jego ramion.
-Ku..a Granger!-krzyknął.-pokaż ramię!
No tak! Zobaczył tę pieczęć nałożoną razem z klątwą.
-Spadaj Malfoy-odwróciłam się i ruszyłam.
-Kto ci to zrobił?-usłyszałam jeszcze i teleportowałam się.

Od razu gdy ciotka zniknęła pobiegłem złapać Granger. Rozmawiała z ministrem. Gdy on się odsunął podbiegłem do niej.
-Granger!-złapałem ją za ramię. Szybko odwróciła się w moją stronę i wpadła mi w ramiona. Było to miłe uczucie. Poczułem jej szampon czekoladowy, który tak kochałem. Dziewczyna jednak szybko ode mnie uciekła.
-Czego Malfoy?!-wyczułem pogardę w jej głosie.
-Chciałem ci podziękować-uśmiechnąłem się delikatnie i mało nie wybuchłem śmiechem gdy zobaczyłem jej minę.
-Za co?-w końcu wydusiła.
-Mogłaś się zemścić-powiedziałem.-Ale nie skłamałaś.
-Zrobiłam co było trzeba-dalej była mocno zaskoczona.
-Słuchaj Granger-na moje usta powrócił ironiczny uśmiech.-To, że mam na nazwisko Malfoy, nie oznacza, że nie znam podstawowych słów jak dziękuję, proszę i przepraszam. Jednak pamiętaj, że jesteś tylko szlamą i nie będę tracił na ciebie więcej czasu niż muszę.
Nie wiem czemu znowu zacząłem. Dziewczyna chyba się wkurzyła, bo podniosła na mnie rękę. Złapałem ją i mocno ścisnąłem.
-Nie lekceważ mnie. Jeszcze raz podnieś na mnie rękę.
W jej oczach pojawiły mi się łzy, gdyż musiało ją to zaboleć.
-Puść-warknęła.
Wypuściłem jej dłoń, poprawiłem marynarkę i chciałem odejść, ale...
-Auuuu-dziewczyna syknęła z bólu i już leżałaby na ziemi gdybym jej nie przytrzymał.
-Dobrze się czujesz Granger?-spytałem trochę przestraszony.
-A wyglądam?-warknęła, a ja zastanawiałem się co się stało.
-Co ci jest?
-Nic co mogłoby cię obchodzić-wyplątała mi się z jego ramion.
-Ku..a Granger!-krzyknąłem kiedy ujrzałem jej rękę-pokaż ramię!
Był tam wyrysowany symbol. Ktoś rzucił na nią klątwę. Klątwę wymyśloną przez samego Voldemorta.
-Spadaj Malfoy-odwróciła się i ruszyła. Nie poszedłem za nią. Stałem w osłupieniu. Jakiś Śmierciożerca rzucił na nią klątwę, która na celu miała zniszczenie człowieka od środka. W końcu prowadziła do śmierci powolnej i bardzo bolesnej. Nie wiedziałem jak ją zdjąć. Tylko Voldemort (teraz martwy) i najwierniejsi Śmierciożercy  umieli ją rzucać i zdejmować.
-Kto ci to zrobił?-jeszcze za nią krzyknąłem, ale ona nic nie powiedziała tylko teleportowała się. Granger była w strasznym niebezpieczeństwie ze strony mojego ojca i jeszcze to... W końcu zebrałem się i wróciłem do domu. Od jutra zaczynałem pracę w Błędnym Rycerzu.

Ból. Malfoy. Klątwa. Malfoy. Pieczęć. Malfoy. Takie myśli chodziły mi po głowie. Próbowałam zasnąć, ale te myśli i cholerny ból. Ból kręgosłupa i żołądka. Cholerny Malfoy! Cholerne ministerstwo! Cholerna klątwa! Przeklinałam po kolei wszystko i wszystkich, którzy przyszli mi do głowy. Gdy w końcu zasnęłam, dręczyły mnie koszmary. Gdybym miała zapas eliksiru słodkiego snu... W końcu obudziłam się o 04:00 i postanowiłam wstać skoro na 07:00 mam być w ministerstwie. Umyłam się, przebrałam, pomalowałam, uczesałam, zjadłam śniadanie i wyszłam. Wczoraj wieczorem odwiedzili mnie Harry i Ron na codzienną eskortę. Śmialiśmy się i gadaliśmy. Dzisiaj obiecali przyjść razem z Ginny. Chcą powiedzieć mi coś ważnego. Nie mogę się doczekać. Doszłam do ulicy i uświadomiłam sobie. Następną godzinę spędzę w towarzystwie wroga. W towarzystwie Dracona Malfoya. Wyciągnęłam różdżkę i wystawiłam w kierunku ulicy. Po chwili usłyszałam pisk opon i obok mnie zatrzymał się kilkupiętrowy, czerwony autobus. Wyszedł z niego pewien przystojny... Nie! Co ja gadam! Pewien oślizgły, brzydki, cyniczny...
-Granger?!-spytał zdziwiony chłopak.-Co ty tu...?
-Mi też miło cię widzieć-uśmiechnęłam się sztucznie i przepchnęłam. Z sufitu zwisała kryształowa lampa i stały trzy łóżka. Nikogo nie było. Ernie Hedge miał kabinę prowadzącego, więc byłam w pomieszczeniu sam na sam z Malfoyem.
-Lepiej się czegoś złap, Granger-powiedział po czym stanął naprzeciwko mnie i zacisnął dłoń na krawędzi łóżka. Ja tylko prychnęłam i dalej stałam w tym samym miejscu.
-Twój wybór-uśmiechnął się perfidnie.-Jedź Hedge!
Krzyknął to na tyle głośno żeby mężczyzna w drugim pomieszczeniu usłyszał. Nie zdążyłam wykonać żadnego ruchu. Autobus ruszył z taką siłą, że zatoczyłam się i wpadłam prosto w objęcia Dracona Malfoya. Było to tak niefortunne, że chłopak starając się mnie złapać puścił łóżko i razem wylądowaliśmy na ziemi, tak że ja przygniatałam go swoim ciałem. Zarumieniłam się, a chłopak pokiwał głową z politowaniem.
-Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz.
-Chyba w twoich snach-powiedziałam i wstałam. Chłopak też się podniósł. W tym samym momencie złapaliśmy za łóżko, a nasze dłonie musnęły się. Poczułam jak po ciele przebiegł mi dreszcz. Coś się zmieniło. Już nigdy nie będę żywić do chłopaka takiej nienawiści co kiedyś. Nie znałam jeszcze takiego uczucia. Przy każdym jego dotyku czułam jakby po moim brzuch latały motylki. Szybko odgoniłam te myśli i spytałam:
-Ile płacę?

Rano musiałem wstać o 04:00, bo Błędny Rycerz jeździł w dzień i w nocy. Teraz będę tam w zasadzie mieszkał. O 05:00 stałem na ulicy i przywołałem autobus. Przebrałem się i zacząłem pracę. O tej porze nikogo nie było, więc Ernie Hedge bezsensownie jeździł po mieście aż do 05:45. O tej godzinie ktoś nas wezwał. Wyszedłem. Granger. Przeprowadziliśmy ,,miłą" wymianę zdań po czym dziewczyna weszła.
-Lepiej się czegoś złap, Granger-powiedziałem i stanąłem naprzeciwko jej. Złapałem krawędź łóżka, bo już wiedziałem jak to jeździ. Ona jednak zignorowała ostrzeżenie.
-Twój wybór-uśmiechnąłem się, bo wiedziałem co zaraz nastąpi.-Jedź Hedge!
Krzyknąłem głośno, żeby mężczyzna w drugim pomieszczeniu usłyszał. Autobus ruszył z taką siłą, że dziewczyna zatoczyła się i wpadła prosto w moje objęcia. Nie udało mi się jednak utrzymać równowagi i przewróciliśmy się. Dziewczyna od razu przybrała wygląd piwonii.
-Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz.
-Chyba w twoich snach-powiedziała i wstała. Ja też się podniosłem. W tym samym momencie złapaliśmy za łóżko, a nasze dłonie musnęły się. Poczułem dziwne uczucie, jednak zignorowałem to.
-Ile płacę?-spytała zażenowana.
-Nic.
Resztę czasu spędziliśmy w ciszy. Potem dziewczyna wysiadła i nawet się nie obejrzałem, a była noc. Następny rok miałem spędzić nie wychodząc z Błędnego Rycerza. Poszedłem spać na jedno z łóżek i wciąż myślałem o Granger. Zasnąłem z uśmiechem na ustach.
Następne dni były lepsze. Zaczęło się od niewinnej rozmowy... Pytania o pogodę... Potem... Polubiłem ją. Zaprzyjaźniliśmy się. Codziennie rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wspominaliśmy szkolne lata. Jak starzy przyjaciele...

Przyjaźń. Po dwóch miesiącach można było to wyczuć pomiędzy mną, a Malfoyem. Jednak... Miałam pewien niedosyt. Pragnęłam czegoś więcej. Ale było to niemożliwe. Dzisiaj klątwa dokuczała mi szczególnie. Postanowiłam z nim porozmawiać.
-Malfoy...?-spytałam gdy byłam już w autobusie.-Ta klątwa... Co to jest?
-Miałem nadzieję, że w końcu poruszysz ten temat...-powiedział.-jej zadaniem jest zmiażdżenie cię od środka. Te bóle... To już nie tylko kręgosłup, prawda?
Lekko pokiwałam głową.
-Czy jest na to jakieś przeciwzaklęcia?
-T... Tak, ale...
-Znasz je?!
-Niestety-odpowiedział smutny, a ja straciłam nadzieję.-Ale...
Zawahał się.
-Znam kogoś kto może ci pomóc.
-Kto to?
Obiecał, że mi pomoże. Może byłam głupia, ale... Wierzyłam mu.

Od razu wysłałem do ciotki sowę. Ona chciała wiedzieć kogo trafiła klątwa. Nie mogłem powiedzieć... Nie pomogłaby. W każdym razie obiecała, że jutro zjawi się w Błędnym Rycerzu (w swoim wyglądzie, muszę przypilnować, żebyśmy widzieli ją tylko ja i Granger)
Z myślą, że ciotka pomoże, zasnąłem.

Piękny, letni dzień. I ona... Pomiędzy długą trawą i kwiatami. Smutna.
-Proszę cię Draco...-mówi z błaganiem w głosie.-Pomóż mi. Jestem w niebezpieczeństwie.

Znowu cholerny sen. Znowu śni mi się ona. Ta sama łąka. Te same słowa. Już od kilku dni ten sen mnie męczy. Na początku to zignorowałem. Teraz jednak obiecałem sobie. Będę chronił tą kruchą istotę. Cokolwiek się nie wydarzy. Dzisiaj mają się spotkać dwie tak ważne dla mnie osoby. Nawet nie wierzę, że się polubią, ale mam tylko nadzieję, że się nie zabiją. Punktualnie o tej godzinie co zawsze do Rycerza weszła Granger. Chciałem ją ostrzec, trochę przygotować na to spotkanie...
-Udało się?-spytała szczęśliwa.
-Można tak powiedzieć...
-Kto to?
-Nie chcesz wiedzieć...-ta rozmowa coraz bardziej zbliżała się w niebezpiecznym kierunku.
-Chcę-złapała mnie za nadgarstki.-Draco...
-To... Bellatrix Lestrange...-nie mogłem jej nie powiedzieć. Ona od razu sojrzała na swoją rękę. Dalej widniała tam blizna po torturach. SZLAMA.
-Obiecała pomóc.
-Szlamie?-spytała.
-Nie mów tak...
-Tak! Jestem szlamą! Już nie pamiętasz?!-intensywnie patrzyła mi w oczy. Pamiętałem. W tej chwili drzwi Błędnego Rycerza otworzyły się. To ona.
-Draco?-spytała.-Czy to... Czy to ta...
-Szlama-dokończyła Granger.
-Twoja dziewczyna?-spytała z uśmiechem patrząc na Dracona.
-Ciociu...-mruknął zażenowany.
-Skoro tak ci na tym zależy...-powiedziała.-Chodź tu Granger...
Dziewczyna przez chwilę się wahała. W końcu podeszła. Bella mocno ścisnęła jej ramię.
-Lucjusz Malfoy-wyszeptała.-on nałożył klątwę. Na szczęście znam przeciwzaklęcie, a skoro Draco tak cię LUBI, to pomogę.
Wyciągnęła różdżkę i zaczęła nucić zaklęcie.
- maledictus vir qui sit, et mors eius finem-kobieta skończyła, a z jej różdżki wydobyła się mgiełka, która przysłoniła pieczęć i teraz nie było jej widać. Po chwili ,,weszła" jej w w ciało i jej bóle chyba całkowicie ustąpiły, bo z jej twarzy zniknęło cierpienie, które próbowała maskować, ale ja i tak umiałem to wyczytać. Potem się pożegnały i ciocia wyszła.
-Dziękuję Draco-rzuciła się do mnie i przytuliła. Lekko ją objąłem. Jeszcze chwilę tak trwaliśmy, poczym dziewczyna spojrzała na mnie i pocałowała. Oddałem pocałunek. To ona to przerwała. Szybko się oderwała i spojrzała na mnie z przerażeniem.
-Ja... Nie...-w jej oczach pojawiły się łzy.-Przepraszam.
Po tych słowach wybiegła. Zostawiając mnie samego ze swoimi myślami.

Wybiegłam. Jak zwykły tchórz. Uciekając przed uczuciami. Jutro i tak go spotkam. Wszystko wytłumaczę... Biegłam szlochając. Przez przypadek na kogoś wpadłam
-Przepraszam-wydukałam tylko i chciałam iść dalej.
-Nic się nie stało Granger-usłyszałam i gwałtownie się zatrzymałam.
-Poznajesz mnie?-zadrwił głos, a ja odwróciłam się z wyciągniętą różdżką. Tak jak się domyślałam. Wykrzywiona w drwiącym uśmiechu twarz Lucjusza Malfoya.
-Expelliarmus!-krzyknęłam, jednak się obronił.
-Crucio!
-Drętwota!
-Avada Kedavra!
-Petrificus Totalus!
-Sectumsempra!
Jeszcze chwilę rzucaliśmy się zaklęciami aż coś poczułam z tyłu. Ból był okropny. Zaczęłam się wić. Klątwa Cruciatus.
-No widzisz szlamo?-usłyszałam inny głos.-padłaś zwykłemu podstępowi.
Rudolf Lestrange. Położył na mojej twarzy buciora i kopnął. Nawet tego nie poczułam pod Cruciatusem. Mężczyzna zdjął klątwę, ale nie mogłam się podnieść. Wszystko miałam obolałe.
-Co, szlamo?!-spytał Malfoy.-myślałaś, że nas oszukasz?!
-Myślałaś, że skoro moja żona cię uwolniła od klątwy, będziesz wolna? Naiwne...
-Może-powiedziałam.-wy nawet nie wiecie co znaczy miłość i nigdy nie poznacie tego uczucia. Ja przynajmniej miałam okazję.
-Avada...
-Tak, Rudolfie? Zabijesz ją? A może zabijesz własną żonę?
Spojrzałam za plecy mężczyzn. Bellatrix Lestrange.
-Jak Granger?-rzuciła i zaczęła miotać zaklęciami. Szanse się wyrównały.

Czekałem do tej godziny. Nic. Nie pojawiła się. Nie wiedziałem co się stało. Nigdy sobie nie wybaczę jeśli to przeze mnie. Jeśli coś się stało... Nie powiedziałem jej co czuję... O 09:00 dostałem proroka.

Bestialskie zabójstwo
Wszyscy przeżywają dziś  koszmar. Po tak okropnym zabójstwie... Dziś w nocy aurorzy znaleźli szczątki dwóch bestialsko torturowanych i porzuconych na ulicy kobiet. Ciała były zmasakrowane. Patrz zdjęcie pod spodem. Ciała należały do Hermiony Granger i Bellatrix Lestrange. Przypuszczamy, że kobiety walczyły ze sobą, a ktoś je dobił. A może to znany auror, Harry Potter chciał zemścić się za coś na przyjaciółce i przy okazji zabił madame Lestrange? Czy poniesie karę? O dalszym przebiegu sprawy poinformuję w następnych numerach.
Wasza,
Rita Skeeter.
...........................................................
Hejo :) kolejna miniaturka ;) ta ze względu na moją przyjaciółkę i to jej dedykuję :) przepraszam, ale następny rozdział będzie we wrześniu, bo nie mam weny na rozdział :( postaram się jednak szybciej ;) kocham was :)

Na koniec tłumaczenie:

*maledictus vir qui sit, et mors eius finem-człowiek, który to zrobił niech będzie przeklęty, a śmierć niech będzie mu bliska
Ostrzegam! Google tłumacz mógł mnie oszukać, choć się starałam. ;)
Pozdrawiam :)